wtorek, 30 września 2014

Podsumowanie/ulubieńcy września

Hej!


Nie mam pojęcia kiedy zleciał wrzesień. Przecież jeszcze niedawno były wakacje, a tu proszę, jutro już zaczyna mi się szkoła. Co prawda przez złamaną nogę trochę owe wakacje troszkę mi się przedłużyły, jednak wcale mnie to nie cieszy - stęskniłam się trochę za znajomymi i ogólnie za moją uczelnią. A poza tym - ileż można siedzieć w domu?! Ale cóż... wakacje były zdecydowanie udane!

Ale - wracając do tematu - podsumowanie września.


W tym miesiącu przeczytałam zaledwie 6 książek. Nie mogę się zdecydować na jedną najlepszą więc wybrałam trzy: 
  • Carlos Ruis Zafon Cień wiatru
  • Arthur Golden Wyznania gejszy
  • Wojciech Tochman, Katarzyna Boni Kontener
Co do filmów... obejrzałam kilka dobrych, ale najlepsze to:
  • Jak wytresować smoka 10/10 i zdecydowanie polecam!
  • Przechowalnia numer dwanaście 8/10
  • Cyrk motyli 9/10
  • Podziemny krąg - 8/10
  • Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz 8/10
  • Palo Alto 7/10

Muzycznie - lastfm mówi mi, że we wrześniu najczęściej słuchałam wykonawców/zespołów takich jak:
  • Ras Luta
  • Coldplay
  • Jónsi
  • Tabu
  • Nirvana
  • Bamd of horses

I to byłoby na tyle. ;)

poniedziałek, 22 września 2014

Muzyczni ulubieńcy vol. 1




Cześć!

Znów odbiegam od tematu książkowego, ale ten blog będzie w sumie i o muzyce, i o książkach, o filmach i serialach też. Czasami zdarzy się też inny post. Na przykład - następnym razem mam zamiar napisać małą relację z Woodstocku, bo czemuż by nie?

Ale wrócę do tego, o czym miałam zamiar napisać dzisiaj, a jest to muzyka. Muzyka jest bardzo, bardzo ważną częścią mojego życia. Nic tak bardzo nie ładuje mnie energią i życiem jak koncert, jak dźwięki słyszane na żywo. A na koncertach bywam dość często, choć coraz rzadziej teraz z powodu braku finansów. 

Nie słucham jednego gatunku, uwielbiam metal, wszystkie odmiany core, słoneczne rytmy reggae, każdą odmianę rocka, zdarza mi się posłuchać polskiego hip hopu (no dobra, słucham tylko Fisza), elektroniką i dubstep'em też nie pogardzę. Lubię indie, folk, punk, klasykę. Jedynymi gatunkami jakich po prostu nie jestem w stanie słuchać, które wywołują u mnie nieprzyjemne dreszcze i bóle głowy to disco polo i polski pop.

Co jakiś czas będę pisać o swoich ulubionych zespołach, a żeby ten post nie był mega długi - będę pisać o dwóch. Tak więc dziś...

Of Mice & Men aka Zespół Mojego Życia.
Czasami całkiem przypadkowo słyszy się jakąś piosenkę i nachodzi olśnienie. Tak! To jest to, czego szukałam! To jest to, czego chcę słuchać codziennie do końca życia! I tak jest ze mną i z tym cudownym zespołem.
Ich muzykę można chyba określić jako łagodne metalcore. Chociaż pierwsze płyty takie łagodne nie są. Jest dużo krzyku, dużo gitary i perkusji, dużo mocy i tradycyjnego pierdolnięcia.
Ich teksty... Cóż, mogłabym o tym dużo pisać bo niewiele jest zespołów, które swoimi tekstami tak bardzo mi pomagają. Mnie i mojej psychice, z którą często jest ciężko. Już niedługo będę miała wytatuowany kawałek ich piosenki na moim ciele więc to chyba mówi samo za siebie i o tym, jak bardzo ważny ten zespół jest w moim życiu.
Na ich koncert w Polsce czekałam bardzo długo. W końcu się poddałam i kupiłam bilet na ich występ w czeskiej Pradze. Jakiś czas później ogłosili, że będę grać w Poznaniu, więc z małym smutkiem sprzedałam bilet zagraniczny i kupiłam polski choć chciałoby się być na dwóch koncertach. Ale nieważne bo 3 dzień lipca, dzień, kiedy grali w Poznaniu był najlepszym dniem w całym moim życiu. Rzadko kiedy zdarza mi się przyjść na koncert sześć godzin wcześniej, ale tego dnia to była bardzo dobra decyzja - 20 minut po moim przyjściu ich tourbus podjechał pod klub. Chwilę później zespół zdecydował się spędzić trochę czasu z fanami. Przytuliłam całą piątkę, wymieniłam kilka słów, zrobiłam kilka zdjęć i zostałam nazwana przez wokalistę Panią Fotograf bo robiłam mu trochę fotek z ukrycia (jak to ja). Każdy z chłopaków jest przemiłym człowiekiem, widać, że zależy im na fanach, czuje się więź z nimi nawet po kilku chwilach stania obok. Wokalista zespołu sporo w życiu przeszedł więc wie jak to jest radzić sobie z przeciwnościami losu i po prostu z życiem. Jego słowa często dają sporo do myślenia, często wręcz ratują życie.
Kilka dni temu wstawiłam zdjęcie ze spotkania z zespołem na instagram. Chwilę później Austin, wokalista, wstawił je na swoje konto. Jeszcze dobrze nie ochłonęłam, a już było ono ustawione jako jego zdjęcie profilowe. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Long story short - Of Mice & Men kocham całym moim serduszkiem i nie mogę się doczekać by zobaczyć ich ponownie.



Ras Luta jest znany głównie chyba z EastWest Rockers, który to zespół też ma naprawdę dobre kawałki, jednak ja jestem fanką jego solowej kariery. Ten człowiek jest powodem, dla którego zdecydowałam się na kilka dreadów na mojej głowie. Tworzy muzykę pełną słońca i radości. Teksty są optymistyczne i dające ogrom motywacji do działania, do uśmiechania się i życia, po prostu. Muzyka... cóż, jak to w reggae - nie da się jej słuchać bez ruchu. Chce się po prostu tańczyć. Albo położyć się w trawie. Albo zapalić. Byłam na jego trzech koncertach w przeciągu dwóch miesięcy i z każdego wyszłam przeszczęśliwa, zmęczona i jednocześnie mega naładowana energią. 

Nie każdy zgadza się z poglądami Ras Luty - sadzić, palić, zalegalizować (tak w skrócie), ale ja nie mam nic przeciwko temu. Mój organizm marihuany nie lubi, ale ja zapach uwielbiam. Nie mam nic przeciwko palaczom, nie mam nic przeciwko zalegalizowaniu, jestem nawet za.
Ras Luta poprawia mi humor zarówno swoją muzyką jak i samą swoją osobą bo jest niezwykle pozytywnym człowiekiem. Czekam tylko aż znów będę mogła wybrać się na jego koncert bo tęsknię troszkę za tą atmosferą.

czwartek, 18 września 2014

Serialowe top 4!


Cześć!
Dzisiaj lekko odbiegnę od książkowego tematu i zaprezentuję moje top 4 ulubionych seriali. Tak więc - zaczynajmy, bez zbędnego pisania!

1.
Doctor Who




Kilka miesięcy temu, bodajże przed sesją, zamiast uczyć się do egzaminów - postanowiłam coś obejrzeć. I tak trafiłam na Doctora Who. Wciągnął mnie tak bardzo, że nie robiłam nic innego poza oglądaniem. Sezon w jeden dzień? Co to dla mnie! Zaczęłam od sezonu z Christopherem Ecclestonem i już od pierwszego odcinka go pokochałam.
O czym ten serial jest? O podróżach w czasie i przestrzeni. O ratowaniu świata przed istotami z obcych planet. O ratowaniu wszechświata. O historii. O... o wszystkim, tak naprawdę. 

Doctor jest kosmitą. Ma dwa serca, soniczny śrubokręt, zamiast umrzeć - regeneruje się i zmienia...ciało, pochodzi z planety Gallifrey, która została zniszczona podczas wojny z dalekami (chociaż w sumie po obejrzeniu odcinka na 50tą rocznicę... to nie jest pewna), podróżuje TARDISem  - policyjną budką, która jest bigger on the inside! Warto też wspomnieć, że ma zawsze świetnych towarzyszy, którzy jeśli nie ratują go z opałów to sami go w nie wpędzają.
Nie jestem w stanie opisać jak bardzo kocham ten serial, wiele razy mnie rozśmieszył, wiele razy mnie wzruszył, wiele razy mnie przestraszył (don't blink!), jestem nim zafascynowana i z radością oglądam każdy nowy odcinek, mimo że nadal nie mogę przyzwyczaić się do nowego wcielenia. A fanką David'a Tennant'a pozostanę już na zawsze!




2. Sherlock


Kolejny brytyjski serial  - Sherlock. Jest to świat z książek Doyle'a przeniesiony do współczesności. Sławny detektyw Sherlock Holmes wraz ze swoim przyjacielem - John'em Watson'em rozwiązują zagadki, które wydają się być niemożliwymi do rozwiązania, wędrują pięknymi ulicami Londynu, walczą (no dobra, nie dosłownie) z Moriartym, któremu jakoś nie przypadli do gustu, dostarczają rozrywki i nieprzespanych nocy widzom, którzy ciągle zastanawiają się jak on to zrobił (obejrzyjcie żeby wiedzieć co :) ). Wszyscy aktorzy znakomicie odgrywają swoje role, ale to Andrew Scott, grający Moriarty'ego zasługuje na szczególną uwagę, bo, proszę państwa, on w tym serialu jest wprost genialny. 








3. Orphan Black


Orphan Black to jeden z tych niesamowicie wciągających seriali. Obiecujesz sobie, że odcinek, który oglądasz jest ostatnim, a potem pójdziesz spać. Nope, tak się nie dzieje. Włączasz następny i następny, i następny... Aż do końca sezonu. 
Główną bohaterką jest Sarah Manning, będąca świadkiem samobójstwa kobiety o wyglądzie wręcz identycznym do jej. Mając kiepską sytuację życiową postanawia przejąć jej tożsamość i tym samym wplątuję się... cóż, w niezłe bagno. Odkrywa, że jej całe życie było pewnego rodzaju kłamstwem, poznaje swoją przeszłość, swoje... powstanie, ludzi z nią związanych, o których wcześniej nie miała pojęcia. Próbuje sobie radzić z ludźmi chcącymi zaszkodzić, a czasami wręcz zabić. Poznaje też życie kobiety, za którą się podaje. 
Bardzo zaskakujący serial, Tatiana Maslany, grająca główną rolę, ma ogromne pole do popisu i bardzo dobrze to wykorzystuje.


4.
Top Gear



Wiem, wiem, że Top Gear nie jest serialem. Mam tego świadomość, ale zapomnijmy o tym. Ten program jest świetny, staram się oglądać go regularnie i go po prostu uwielbiam.
Zacznijmy od tego, że nie mam zielonego pojęcia o samochodach. Jestem bardziej niż laikiem. Nie mam prawa jazdy i nie planuję mieć. Za kierownicą siedziałam tylko będąc szkrabem i udając, że jednak samochód prowadzić potrafię. A tak nie jest. Mimo mojego wieku.

Jeremy, Richard i James ciągle doprowadzają mnie do płaczu... ze śmiechu. Robią z siebie idiotów, nie da się zaprzeczyć, ale robią to tak, że ja chcę więcej, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Uwielbiam ich odcinki specjalne, wyścig między zaprzęgiem, a samochodem, budowanie mostu, uwielbiam całą trójkę tych, czasami nienormalnych, facetów. I książki też mają bardzo dobre!